Mam zaszczyt przedstawić dzisiejszy, gościnny wpis na moim blogu. Jego autorką jest Dorota Mitrus*, którą znam od wielu lat i która wniosła ważny wkład w działania na rzecz promocji skutecznego udziału w demokracji w Polsce po roku 1989. Obecnie jest zaangażowana w promocję demokracji i skutecznego zarządzania w wielu innych krajach. Jej wpis mówi sam za siebie.
Chciałbym podkreślić, że podczas gdy niektórzy w Polsce utożsamiają Międzynarodowy Dzień Kobiet z komunizmem, przekaz tego dnia pozostaje niezwykle ważny. W dzisiejszym, konkurencyjnym świecie musimy w pełni wykorzystywać talenty, jakie mamy do dyspozycji, niezależnie od płci, niepełnosprawności lub innych kwestii. W Wielkiej Brytanii zrobiliśmy wiele, by zapewnić maksymalizację roli kobiet w społeczeństwie, biznesie i życiu publicznym, tak w naszym kraju, jak i na świecie. Wiemy jednak, że w tej sprawie pozostało jeszcze wiele do zrobienia.
Niezwykle cieszę się na dzisiejszy lunch z grupą utalentowanych Polek, aby porozmawiać o wyzwaniach i możliwościach, które są przed nimi.
Szczęśliwego Międzynarodowego Dnia Kobiet!
Tegoroczny Dzień Kobiet jest dla mnie wyjątkowy. Po pierwsze dlatego, że mogłam skorzystać z zaproszenia Ambasadora Robina Barnetta i wystąpić gościnnie na jego blogu , a po drugie dlatego, że w tym dniu jestem w Azerbejdżanie. Gdyby nie to, prawdopodobnie zupełnie bym ten dzień przegapiła w nawale codziennej pracy. …. bo 8 marca dla mnie raczej nigdy nie był świętem, w którym składa się życzenia i popija kawki ale dniem, w którym chodzi o coś innego.
W Azerbejdżanie czas się zatrzymał. Wróciłam do lat 70tych. Mam wrażenie, ze obserwuję przygotowania do wielkiego święta. Od kilku dni obsługa hotelu, w którym prowadzę szkolenia o niczym innym nie mówi, tylko o tym, że będzie uroczysta impreza, występy, tańce i inne atrakcje. Recepcjonistki szepczą o kreacjach, konferansjer chodzi po restauracji i próbuje czy sprzęt działa odpowiednio, wykrzykując niezrozumiałe okrzyki przez głośniki. Dzisiaj rano mi powiedział, że cieszy się, że jestem tutaj, bo to w końcu MIĘDZYNARODOWY Dzień Kobiet, a prawdopodobnie będę jedynym zagranicznym gościem. Moja obecność sprawiła, że zdecydował się mówić w trzech językach, żeby nadać swojej konferansjerce bardziej międzynarodowy charakter – czyli będzie wykrzykiwał po azersku, rosyjsku i angielsku. Trochę się zasmucił, gdy dowiedział się, że mówię też po rosyjsku ale już po chwili zastanowienia zdecydował, że mimo wszystko będzie specjalnie dla mnie mówił po angielsku, bo będzie bardziej „światowo”.
Ten dzień w krajach byłego ZSRR nadal jest wielkim wydarzeniem i „łączy proletariuszki wszystkich krajów” do tego stopnia, że musiałam zmienić plan moich zajęć szkoleniowych i wcześniej skończyć po to, żeby Panie mogły pójść do swoich pokoi, przebrać się w wieczorowe kreacje, umalować i wyglądać pięknie w „swoim dniu”… Hm… a ja nawet z Polski nie zabrałam żadnej sukienki, a co dopiero wieczorowej….
Jako dziecko zawsze byłam przekonana, że to dzień absurdu, bo obyczaj nakazywał, żeby wręczać kwiatki nauczycielkom, woźnym, kucharkom i wszystkim pracownicom w szkole. Nie rozumiałam dlaczego to ja mam im wręczać kwiatki, skoro ja też byłam małą kobietą. Do tego na co dzień kobiety były traktowane okropnie, więc w tym jednym dniu szaleństwo obchodów wyglądało na jakieś zbiorowe zadośćuczynienie mężczyzn za wszystkie świństwa i winy wobec kobiet, które w tym jednym dniu się anulowały za magicznym dotknięciem różdżki – wręczanego goździka. Znam wiele osób z mojego pokolenia, które do dzisiaj mają uraz do tych kwiatów właśnie ze względu na kojarzący się z nimi Dzień Kobiet i inne przymusowe obchody z okresu tzw. Komuny, kiedy świętowanie było obowiązkowe i miało wyrażać ogólną szczęśliwość i internacjonalne braterstwo, mimo kłód rzucanych pod nogi przez „wrogie siły systemu”. Dzień Kobiet jako obyczaj sowiecki i komunistyczny po prostu dla mnie w pewnym momencie zniknął z listy „things to do” , równocześnie z obowiązkowymi, wymuszanymi pochodami 1 maja, czy obchodami Dnia Zwycięstwa 9 maja.
Moje kolejne wspomnienia z Dnia Kobiet kojarzą mi się z opowieściami rodziców rozmawiających w kuchni, z którą przez cienką socrealistyczną ściankę sąsiadował mój pokoik. Pamiętam ich dyskusje zagłuszane przez wiecznie grające Radio Wolna Europa (też zagłuszane, co tworzyło swoistą kakofonię dźwięków), podczas których dochodziły mnie strzępy dylematów moralnych. Chodziło na przykład o to, czy mama ma przyjąć prezent na Dzień Kobiet od dyrektorki szkoły, która na co dzień stara się ją zmusić do uległości wobec systemu czy też lepiej ostentacyjnie zrezygnować i wykorzystać tę okazję do zademonstrowania swojej niezależności i niezgody na absurdy życia w komunizmie? Zresztą prezentami w tamtych czasach bywały kostki mydła, paczka herbaty czy nawet kawy w lepszych czasach ale także zelżale, stare rajstopy przydzielane według zasady „one size fits all” co niekoniecznie było prawdą. Dzień Kobiet rozpoczynał więc trwającą dni, a nawet tygodnie wymianę prezentów pomiędzy koleżankami, które w zależności od miejsca pracy albo dostawały inny rozmiar rajstop albo inny gatunek herbaty czy nawet wyrób czekoladopodobny.
Okres mojego liceum przypadł na okres solidarnościowy, stan wojenny, czas KPN-u, kiedy w ogóle nie przypominam sobie, żeby chociażby wspominanie o Dniu Kobiet było w dobrym guście. W środowisku moich rodziców którzy związani byli z Solidarnością Nauczycielską w Lublinie Dzień Kobiet był raczej okazją do upominania się o internowane nauczycielki i uwięzione kobiety – działaczki Solidarności.
Od tamtego czasu upłynęło 30 lat, z czego ostatnie 20 poświęciłam pracy w sektorze pozarządowym , w tym prowadząc projekty między innymi na rzecz zwiększania aktywności i uczestnictwa kobiet w polityce i życiu społecznym w Polsce jak i krajach byłego ZSRR. Wiele się zmieniło, chociaż nie pod wszystkimi efektami przemian bym się chciała podpisać ale dzisiaj nie chcę nawet o tym mówić.
Dla mnie nadal jesteśmy krajem „ w procesie transformacji” i trochę szkoda, że jeszcze nie ma równowagi pomiędzy radykalnymi, feministycznymi środowiskami kobiecymi, które bardzo głośno widać i słychać, a środowiskiem kompetentnych, mądrych kobiet, które przez ostatnie lata spotkałam na swojej drodze zawodowej, a które nie widzą dla siebie miejsca w obecnym życiu publicznym i stylu wykreowanym dla potrzeb medialnych i promocji. Spokojna praca, pewność siebie, partnerskie relacje tak z kobietami jak i mężczyznami, kompetencja i merytoryczne kwalifikacje nie są „medialne” i nie sprzedają się zbyt dobrze. Można więc odnieść wrażenie, że w Polsce po jednej stronie są milczące kobiety, bite przez mężów, zahukane i zbyt przestraszone, żeby cokolwiek zmienić i powiedzieć albo z drugiej strony waleczne działaczki feministyczne szykujące się do pełnienia wysokich funkcji państwowych, organizujące gabinety cieni. Tymczasem pomiędzy nimi jest miejsce dla wielu odcieni aktywności polskich kobiet i liczę na to, że ta przestrzeń będzie się coraz lepiej rozwijać w nadchodzących latach czego sobie, Paniom i Panom w Polsce w dniu dzisiejszym szczególnie życzę.
Na koniec proponuję, żeby ten dzień stał się Międzynarodowym Dniem Solidarności Kobiet, który ma sens wtedy, kiedy możemy okazać wsparcie dla tych kobiet, które walczą w swoich krajach o demokrację, o wolność słowa i o wszelkie prawa człowieka (bo „kobieta to też człowiek” ).
Kiedy to piszę, mam prze sobą twarze moich koleżanek z World Movement for Democracy, z którymi dużo rozmawiam o tym, co jest dla nich ważne: W Zimbabwe walczą o dostęp do edukacji dla młodych dziewcząt, by miały lepsze szanse w przyszłości ; w Egipcie po zapoczątkowaniu pro demokratycznych przemian po rewolucji jakoś zabrakło dla nich miejsca przy stole decyzyjnym w chwili planowania przyszłości, mimo tego, ze na placu Tahrir było ich tak wiele; w Indiach upomniały się o szacunek i bezpieczeństwo po ostatnich tragicznych morderstwach, za które w przeszłości nikt nie ponosił odpowiedzialności. Teraz nie wytrzymały i zaczęły mówić..
Będę o nich myśleć nawet tu w Azerbejdżanie, podczas wieczornej imprezy w post sowieckim stylu, siedząc obok ubranych w wieczorowe kreacje młodych działaczek i działaczy z partii politycznych Azerbejdżanu, przysłuchując się trzyjęzycznym okrzykom konferansjera i zapewnieniom, że wszystkie kobiety są piękne i zasługują, żeby je kochać….
*Dorota Mitrus – założycielka i prezes Europejskiego Instytutu na rzecz Demokracji. Instytut zajmuje się wdrażaniem programów promujących demokrację, korzystając z doświadczeń polskiej transformacji. Działania Instytutu dotyczą krajów byłego ZSRR, a także Iraku oraz Egiptu.